„Gulu. Pamiętne lato” Julius Throne – recenzja

Chciałabym napisać o tej książce coś sensownego, doszukać się jakichś punktów zaczepienia, które mogłabym rozwinąć, ale mam pustkę w głowie. Po raz pierwszy od bardzo dawna książka nie wywołała we mnie żadnych emocji (oprócz irytacji). Dziwię się sama sobie, bo widać, że autor bardzo się starał, aby zbudować historię, która ma szokować, ekscytować a nawet przerażać. „Gulu” to połączenie sensacji z horrorem, powinno więc być strasznie, powinna być adrenalina, ale nic takiego w moim przypadku nie nastąpiło. A może już po prostu wyrosłam z takich historii?

Książka przedstawia perypetie czternastoletniego Jima Stanforda, który jest obiektem drwin z powodu swojej nadwagi oraz związanej z nią niezdarności. Przodownikiem okrutnych zaczepek jest trójka starszych chłopców, zwanych bandą Tyler’a, którzy przy każdej nadarzającej się okazji poniżają Jima, stosując zarówno przemoc psychiczną, jak i fizyczną. Sposób, w jaki chłopiec jest traktowany przez rówieśników sprawia, że staje się on wycofany i z trudem przychodzi mu zawieranie nowych znajomości. Ku jego zaskoczeniu, podczas odsiadki w „kozie” udaje mu się zawrzeć znajomość z dwoma bardzo sympatycznymi chłopcami w jego wieku, Aaronem i Gavinem. Znajomość bardzo szybko przeradza się w przyjaźń, a niedługo potem do ich trójki dołącza również Madeline.

Nastolatkowe świetnie się ze sobą dogadują i czują się w swoim towarzystwie bardzo swobodnie. Aby przypieczętować więź przyjaźni, postanawiają zbudować bazę na niewielkiej wysepce na jeziorze. Jednak pomimo wielu trudów ukrycia ich azylu, banda Tylera odnajduje ich bardzo szybko i doszczętnie niszczy bazę.

Pewnego dnia, podczas kolejnej ucieczki przed napastnikami, Jim spotyka tajemniczą, zakapturzoną postać, zwaną Gulu, która oferuje mu pomoc. Chłopiec, który jest już zdesperowany oraz wykończony ciągłymi atakami, przyjmuje jego ofertę. Gulu nie wyjaśnia mu jednak, na czym ta pomoc miałaby polegać, ale od tej chwili w miasteczku zaczynają się dziać bardzo dziwne, wręcz makabryczne rzeczy. Giną kolejni mieszkańcy, a ich śmierciom towarzyszą tajemnicze okoliczności, które trudno nazwać przypadkiem. Szeryf miasteczka ma ciężki orzech do zgryzienia, ale w miarę upływu śledztwa dochodzi do wniosku, że wszystkie te zdarzenia łączy … postać Jima.

Dalszy ciąg jest bardzo przewidywalny, wręcz banalny. Wszystko kręci się wokół zemsty oraz wyrównania rachunków. Książka objętościowo jest bardzo obszerna (890 stron), ale spokojnie autor mógłby ją skrócić o połowę. Czytelnik zostaje przytłoczony masą szczegółów oraz gęsto wtrącanych dygresji, które nic nie wnoszą do fabuły i jedynie spowalniają akcję. Zdarzało się, że omijałam po kilka stron na raz bo autor odpływał gdzieś z głównym wątkiem. Przeszkadzały mi też apokaliptyczne wizje oraz cytaty, przez które nie potrafiłam przebrnąć.

A teraz przejdźmy do pozytywnych stron „Gulu”. Po pierwsze, warsztat literacki jest na na prawdę wysokim poziomie. Styl autora przypomina mi styl Stephena Kinga – dopracowany w każdym szczególe. Postaci są bardzo rozbudowane a ich cechy charakteru przedstawione niezwykle dokładnie. Bardzo polubiłam tę czwórkę nastolatków, z których każde było wyjątkowe na swój własny sposób. Również otoczenie opisane jest w taki sposób, że czytelnikowi łatwo jest wyobrazić sobie miejsce akcji. Lata 80-te, małe miasteczko w USA, gdzie wszyscy się znają i ciężko jest tam cokolwiek ukryć przed wścibskimi oczami sąsiadów. Klimat przypomina trochę ten z „The Stranger Things”. Może gdyby „Gulu” zekranizowano, to historia wywarłaby na mnie lepsze wrażenie, bo sam pomysł nie jest zły.

To by było na tyle, jeżeli chodzi o pozytywy. Ogień rzeczywiście był, ale moja świadomość nie zapłonęła. Ogólnie, książkę oceniam średnio, ale wierzę, że na pewno znajdzie swoich fanów wśród wielbicieli gatunku.

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Juliusowi Throne oraz Wydawnictwu Novae Res.

Możesz również polubić

Dodaj komentarz